Dieta i leczenie

wpis trzeci: BITWA POD GRUNWALDEM

Jak schudnąć 11 kg w 4 tygodnie?     

       Kocham jeść. Uwielbiam też biesiadować z rodziną i znajomymi. Posiłki są dla mnie nagrodą za sukcesy i pocieszeniem po porażkach. Uwielbiam chodzić do knajp, oceniać je, poznawać inne kultury przez zwiedzanie kulinarne, a z moim mężem bezapelacyjnie łączy mnie wielka pasja do jedzenia. W konsekwencji z wagą mam problemy, od kiedy pamiętam. Byłam krągłym dzieckiem, kiedy wkroczyłam w wiek dojrzewania gwałtownie schudłam — w sumie bez większych starań. Nie miałam szansy nacieszyć się ładną figurą, bo wkrótce potem zaczęłam tracić włosy. Zalecono mi leczenie sterydami, które jak powszechnie wiadomo, sprzyjają tyciu.

Od tego czasu jestem jak Oprah. Historia mojej wagi to jeden wielki rollercoaster. Jak się pewnie domyślacie, to dziewczyna bez włosów stara się zrobić WSZYSTKO, aby jak najbardziej podwyższyć swoją atrakcyjność. Dodatkowo łysienie plackowate dało mi poczucie całkowitej utraty kontroli nad moim ciałem, a okiełznanie wagi taką kontrolę przywraca. Sezonowe chudnięcie było więc moim hobby. Chyba nie ma diety, na której jeszcze nie byłam: niełączenia, Kwaśniewskiego, rotacyjno-eliminacyjna, rezygnacja z kolacji, koktajle Herba Life, zupy w proszku Alveo, białkowa Ducana, kopenhaska, diety pudełkowe ograniczające kalorie, detoksy sokowe, protokół autoimmunologiczny, paleo, bezglutenować itp. Znalazłoby się jeszcze pare innych. Podsumowując było ich dużo. Rzecz jasna towarzyszyły temu rozmaite suplementy, zabiegi ujędrniające i oczyszczające oraz ćwiczenia. Działałam samodzielne i pod okiem specjalistów — w zależności na co miałam ochotę. Zawsze chudłam, czułam się lepiej w szczuplejszym wydaniu, a energia dopisywała. Niestety, kiedy wracałam do niezdrowego jedzenia, waga szła do góry i znowu pojawiała się kilkukilogramowa nadwaga. Zdaje sobie sprawę, że moje odchudzanie ma silny związek z moją niską samooceną, a wiele diet, które przeszłam nie było ani zdrowych, ani potrzebnych.

Nie ukrywam, że bardzo ważną motywacją było zawsze przywrócenie sobie nie tylko ładnej figury, ale także i równowagi funkcjonowania organizmu, co dawałoby szansę na odzyskanie włosów. Po rozmaitych terapiach farmakologicznych, które skupiają się na skutku choroby, a nie jej przyczynie, wierzę, że łysienie plackowate da się pokonać właśnie dietą. Nie mam niezbitych dowodów, ale sporo na te temat czytam i znam przypadki osób, które zauważają znaczną poprawę stanu skóry przy innych chorobach z autoagresji takich jak atopowe zapalanie skóry czy łuszczyca. Co trzeba w praktyce zrobić? Należy wykluczyć składniki, które mają tendencję do alergizowania, a więc w pierwszej kolejności nabiał i gluten. Nie wspominam o żywności wysoko przetworzonej jak słodycze i fast foody, bo te są złe na wszystko. Moim zdaniem chodzi o to, aby na trwałe zmienić nawyki żywieniowe, bo ewentualną poprawę zaobserwować można dopiero po wielu miesiącach. Tu właśnie dopatruje się przyczyn moich ciągłych porażek – w braku wytrwałości.

Czasem słyszę, że jedzenie bez zbóż i ich pochodnych oraz produktów mlecznych nie jest smaczne. Rzeczywiście to, co przez lata było proponowane osobom cierpiącym na celiakię (nietolerancję glutenu), pozostawia wiele do życzenia pod względem walorów smakowych. Szczęśliwie dieta paleo, która właśnie wyklucza gluten i nabiał, jest jedną z najpopularniejszych diet ostatniej dekady. Pyszne dania znajdziemy już w większości restauracji, a internet aż kipi od przepisów. Szukajcie ich na grupach facebookowych, blogach czy w tradycyjnych książkach kucharskich. Co więcej, dieta taka wcale nie musi być odchudzająca. Na samą myśl o veganiśkich brownie czy naleśnikach z mąką z tapioki leci mi ślinka.

Przy łysieniu w stopniu universalis nie ma co liczyć na szybkie pojawienie się włosów, ale mimo wszystko, chcę spróbować raz jeszcze. Z jednej strony chcę schudnąć, z drugiej sprawdzić, czy przy restrykcyjnym przestrzeganiu zasad coś ruszy w kontekście włosów. Dowiedziawszy się, że jestem w ciąży w lutym 2017, postanowiłam po raz pierwszy w życiu odpiąć wrotki żywieniowe i jeść dokładnie to, na co mam ochotę. Był to bardzo przyjemny czas. Kiedy mój synek miał 9 miesięcy, a ja byłam 6 kg grubsza niż przed ciążą, poczułam wewnętrznie, że czas zadbać o siebie.

Skończyłam karmienie piersią i postanowiłam zastosować dosyć radykalne środki. Padło na post dr Dąbrowskiej. Oczyszczenie organizmu bazujące na 40 dniach spożywania jedynie niektórych warzyw i owoców. Zero zbóż, mięsa, serów, tłuszczy itp. Jest to największy reżim kulinarny, jaki sobie do tej pory zafundowałam. Dzisiaj mija 28 dzień, do końca jeszcze tylko 12! Schudłam już 11 kg i waga dalej spada. Jem kolorowo, piję masę soków i koktajli, zajadam warzywa surowe i na ciepło, nie mam bóli głowy czy sensacji żołądkowych. Czuję się jak nowo narodzona. Mam więcej energii i radości z bycia sobą. To bezcenne uczucie. Skutki uboczne w postaci mieszczenia się w ubrania z dna szafy też dodają sporo uśmiechu. Celem postu jest przywrócenie organizmowi zdolności do samoleczenia i jest on wskazany właśnie osobom mających problem z układem odpornościowym. Nawet jeśli w moim przypadku samoleczenie nie będzie możliwie to, co mi szkodzi? W najgorszym razie schudnę i wejdę na dobre tory, jeśli chodzi o kształtowanie późniejszej diety nie tylko dla siebie, ale również dla mojego szkraba. Przeciwnicy postu dr Dąbrowskiej straszą, że po jego przebyciu wypadają włosy. Kiedy o tym usłyszałam uśmiechnęłam się szeroko — znalazłam bowiem kolejny plus mojej choroby. Włosy mi nie mogą już bardziej wypaść. Oczywiście po głodówce nie można rzucić się na jedzenie. Każdego tygodnia po jej zakończeniu planuje dodawać kolejne grupy pokarmowe, ale zboża, przetwory mleczne i cukier chcę odstawić na dobre. Tak selektywne podejście do tego, co spożywamy sprawia, że w rezultacie bardziej dbamy o siebie, nie pozwalając na przypadkowe śmieciowe jedzenie.

Ten post dedykuję wszystkim, którzy zastanawiają się, czy zmienić sposób jedzenia na bezglutenowy, ale nie wiedzą czy warto lub czy dadzą radę. Zapraszam do wspólnej zmiany na lepsze. Będę Was informowała o postępach i kryzysach oraz dzieliła się moimi patentami na to, aby zmiana, którą zapoczątkowałam była rzeczywiście trwała. Jeśli macie jakiekolwiek pytania – piszcie. Jestem dla Was. Do usłyszenia, idę na soczek.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *